Czy warto być badaczem, naukowcem?

Czy dostrzegacie różnice między tymi dwoma osobami. Są znaczące, wyższy osobnik ma bujniejsze owłosienie na twarzy. A którego z nich można nazwać badaczem, odkrywcą? W tym krótkim artykule chciałbym się pochylić nad definicjami. Przy okazji kilka słów wspomnę o stanie polskiej nauki, niestety nie będą to jedynie słowa pochlebne, bo dobrze by w obiektywny sposób odpowiedzieć na zadane w tytule pytanie.

Badaczem może być każdy, kto w sposób doświadczalny pragnie zgłębić swoją wiedzę. Chemik, który bada jakość wytworzonych materiałów, astrofizyk poszukujący nowych obiektów we Wszechświecie czy małe dziecko próbujące smaku wszelkich przedmiotów są badaczami. Termin „odkrywca” też nie jest zarezerwowany jedynie dla wybitnych ludzi jak Isaac Newton czy Thomas Edison. Jeśli dziś odkryjesz, że niewygodne buty to nie wynik rosnącej nogi, a pozostawionych w nich skarpetek lub zwiniętych papierów, też masz prawo nazwać się odkrywcą.

Problem pojawia się z definicją osoby, która nazywa siebie naukowcem. Przez wiele lat pojęcie „naukowiec” funkcjonowało jako człowiek zajmujący się nauką  lub prowadzący badania naukowe. Z czasem termin został mocno uszczegółowiony i dziś naukowcem wg Komisji Europejskiej jest osoba prowadząca badania naukowe, która ma ukończone studia wyższe i spełnia wymogi danego kraju do ubiegania się o stopień doktora (w przypadku polskich naukowców oznacza to osoby, które uzyskały tytuł magistra).

Takie doprecyzowanie definicji miało na celu zawężenie grona „wybrańców”, którzy mogą korzystać z różnych środków finansowych na badania naukowe. Pieniądze powinny pomagać nauce, a niestety bardzo często ją niszczą. Kiedyś wydawało mi się, że naukowiec to marzyciel, który chce polepszyć świat w danej dziedzinie. Jeszcze kilka lat temu kierunek badań określał naukowiec, dziś finanse. W realiach współczesnej polskiej nauki Einstein ze swoją teorią względności raczej nie uzyskałby dofinansowania, a teorię niepopartą badaniami mógłby wrzucić do kosza (ewentualnie umieścić w mało znaczącym czasopiśmie). Śmiałe pomysły lub zupełnie inne spojrzenie na dane zagadnienie nie są mile widziane w nauce. To smutne… W mediach jesteśmy bombardowani informacjami, że wspiera się innowacyjną naukę i technologie. To prawda, ale nie w Polsce. Większość badań prowadzonych na naszych uczelniach jest odtwórcza i mało kreatywna. Na nowe podejście do danego zagadnienia może sobie pozwolić jedynie profesor z odpowiednim dorobkiem naukowym i znajomościami (to drugie ma większe znaczenie). Zdolni doktoranci lub „świeży” doktorzy nawet jeśli mają twórcze myślenie są klasyfikowani jako młodzi naukowcy – dziwna kategoria naukowca, która stworzona została, aby łatwiej zdobyć środki finansowe na badania dla młodych osób. Nie są to duże kwoty, bo tylko o takie młodzi naukowcy ubiegać się mogą (jeszcze kilka lat temu kwota dofinansowania zależała od rodzaju badań dziś od czasu ich wykonania – jeśli ktoś przez 3 lata zamierza jedynie spisywać temperaturę z termometru może ubiegać się o większą trzykrotnie większa sumę niż osoba przez rok chciałaby wykonać szereg badań by odkryć nowy związek lub zastosowanie danego materiału). Niestety tym sposobem faworyzowane są tematy sprawdzone (typu obliczenia statystyczne) lub zupełnie bez zastosowania praktycznego, ale dające oczywisty wynik. Badania interdyscyplinarne zazwyczaj są skazane na niepowodzenie.

Jeśli ktoś stracił już status młodego naukowca, bo skończył doktorat i pragnie się habilitować to czeka go sporo wyzwań i to nienaukowych. Finanse na badania  otrzymać można, ale z wielkim trudem. Na odpowiednie środki mogą liczyć jedynie niektórzy profesorzy – jeśli pozyskają oni pieniądze na badania to łatwiej zdobędą kolejne środki z innych źródeł, zgodnie z zasadą: tym co nie mają zostanie zabrane, a ci co mają będą mieli jeszcze więcej… Najlepiej wyjechać na kilka lat na jakąś zagraniczną uczelnię odbywając staż naukowy, by prowadzić określone badania. Można też nawiązać współpracę z obcą uczelnią, by recenzenci wniosków o dofinansowanie wiedzieli, że nasze naukowe zmagania są gdzieś jeszcze kontynuowane, nawet jeśli to uczelnia z Kamerunu czy Wenezueli.

Podsumowując stan polskiej nauki jest w kiepskiej kondycji. Może to jedynie moje subiektywne spojrzenie, ale wiele osób je potwierdzi. A jak nie osób to fakty. Nasze uczelnie krajowe w rankingach światowych wypadają bardzo słabo: najlepsza polska uczelnia, Uniwersytet Warszawski, zajmuje dopiero 338 miejsce (dane z tego roku). Sporo naszych znakomitych naukowców pracuje zagranicą i wszelkie laury ich dokonań zbiera obca uczelnia, która ich zatrudnia. Nasza rodzima nauka w wielu kwestiach idzie swoimi torami, nie zważając na nowe technologie i zapotrzebowanie przemysłu. Bardzo marnie wspiera się doktorantów i młodych doktorów, którzy aby utrzymać się za głodowe stawki stypendialne żyją na garnuszku u rodziców lub dorabiają kombinując na umowach śmieciowych, by nie stracić stypendium.

Nie chce nikogo zniechęcać do prowadzenia badań. Zaprezentowany artykuł wyraża mój pogląd poparty odczuciami moich znajomych z uczelni w Szczecinie, Poznaniu i Warszawie. Mam nadzieję, że zmusi niektórych do myślenia, by wyprostować ten spaczony system, bo inaczej będziemy krajem małoznaczącym w rozwoju nauki. Na koniec odniosę się do dawnej definicji, która moim zdaniem jest słuszna: naukowiec to osoba zajmująca się daną dziedzinę nauki. Tak postrzegając ten termin jestem przekonany, że warto być naukowcem. Uważam, że stopień naukowy jest mniej ważny niż wiedza jaką można pozyskać w gałęzi nauki, w której chcemy być ekspertami.

Autor: Łukasz Wyka

Źródło:

http://www.topuniversities.com/

http://pl.wikipedia.org/wiki/Naukowiec